Od lat męczy mnie coś. To coś, ukrywa się pod słowem: wykorzystywanie. A dokładniej - czy artysta ma prawo wykorzystywać innych ludzi i ich ułomności do osiągnięcia jakiegoś celu mniej lub bardziej artystycznego. By zaspokoić swoje ego!? Kurcze fundamentalne pytanie, które rodzi się za każdym razem gdy widzę banalny portrecik jakiegoś ćpuna pod dworcem lub pijaka lub słynne już zwycięskie zdjęcia narkomanki z WPP kilka lat temu. Tym razem poruszył mnie (negatywnie) materiał omawiany na SO autorstwa Oiko Petersena, pt.: "DOWNTOWN Collection ", w którym gość przebrał ludzi chorych na Zespół Downa w śmieszne stroje i ustawił ich w śmiesznych pozach. Jednocześnie czytając uzasadnienie autora krew mnie zalewa: "W obiegowej opinii zespół Downa kojarzy się z nieszczęściem i smutkiem, jednak w rzeczywistości może być całkiem inaczej. Jeżeli tylko nie będziemy patrzyli na osoby z zespołem Downa przez pryzmat naszej normalności szybko okaże się, że zespół Downa wcale nie musi być...
Komentarze
Krzysztof Jurecki przytakiwał, gdy na pytanie "gdzie szukać informacji o polskiej fotografii?" odpowiadano - Płażewski.
Przeglądana przeze mnie od czasu do czasu, lecz wygląda całościowo na = naprawdę warto.
Co do tekstu Jureckiego i braku zdjęć - nazwiska zawsze można wypisać i udać się do biblioteki w celu pozyskania odpowiednich albumów, katalogów, opracowań i z niektórymi fotografiami się zapoznać. :-)
Pozdrawiam
A google i Wiki podają wszystkie te nazwiska i fotki :) Sprawdzałem :)
Mialem plan poswiecic kilka weekendow w bibliotece na poszukiwania. Ale niestety przewaza we mnie coraz wieksze przeswiadczenie, ze nawet jesli cos tam jest, to nie jest to warte wysilku w to wlozonego. Ogladalem ostatnio kilka rocznikow "Almanachu Fotografiki Polskiej". Kiepskie zdjecia kiepsko wydrukowane na jeszce kiepsciejszym papierze.
Bardzo chcialbym sie mylic i bardzo bylbym wdzieczny, gdyby ktos mnie wyprowadzil z bledu. Tylko prosze mnie nie odsylac do biblioteki, bo ja nie jestem historykiem sztuki, tylko zwyklym czlowiekiem, ktory w wolnej chwili poogladalby troche polskiej fotografii historycznej.
Z drugiej strony, może po prostu nie istnieją już te zdjęcia w innej formie niż reprodukcje wykonane dawno, dawno temu i wymaga to pracy bibliotecznej i archiwalnej aby to znaleźć i udokumentować po nowemu.
Może to jakaś okazja do zrobienia doktoratu i uzyskania dofinansowania na badania ?:)
I tak, jak napisał Iczek - może do niektórych fotografii ciężko dotrzeć.
Kiedyś, jeśli chodzi o książki, w ogóle była inna jakość druku fotografii - nie zawsze można uzyskać wysoką jakość.
To również tyczy się współczesnych pozycji.
Co się tyczy biblioteki, nie chodzą tam tylko historycy sztuki - również zwykli ludzie, studenci, pasjonaci, którzy właśnie chcieliby poszukać informacji, może lepszych reprodukcji (bo może właśnie znajduje się tam album, o którym nie ammy pojęcia?).
Wystarczy zagadać w bibliotece, choćby na Akademii Sztuk Pięknych - zaraz do czytelni dadzą albumy.
Zresztą w internecie ciężko np. docenić piktorialistę Tadeusza Wańskiego - również niełatwo docenić jakość jego fotografii z reprodukcji w książkach. Dopiero przyjrzenie się im na wystawie jest mostem, po którym przechodzimy. Wcześniej stoi się nad przepaścią wynikającą z niemożliwości zreprodukowania takich fotografii (choć może są nieznane mi albumy, które choć trochę mogą zbliżyć do "ducha" tej techniki).
Coś takiego jak prawdziwa fotografia w internecie po prostu nie istnieje :-)
W książkach - ewentualnie...
"[...] Zgadzam się, że w Polsce brakuje profesjonalnych instytucji zajmujących się gromadzeniem i opracowywaniem historii fotografii. Przede wszystkim państwo, i powołowane urzędy, jak Ministerstwo Kultury, powinny stworzyć i wypracować mechanizmy ochrony i promowania fotografii polskiej. [...] To także sprawa dla ZPAF-u, który powinien sam troszczyć się o wydawanie almanachów, profesjonalnych opracowań historycznych, monografii, bo kto inny mato czynić?!"
Krzysztof Jurecki, Krzysztof Makowski, Słowo o fotografii, ACGM Lodart SA, Łódź 2003, s. 164
Chyba tylko w takim samym znaczeniu prawdziwości w jakim nie ma w internecie "prawdziwych" stołów i "prawdziwych" ludzi. ( A czy status ontologiczny Wańskiego w pudle na strychu nie jest bardziej podejrzany niż jego najgorsza nawet reprodukcja w internecie? :)
Tomek Pawłowski
Być może jest bardziej podejrzany ;-)
Wiadomo, że tutaj nic prawdziwe nie jest w takim znaczeniu. Chyba użyłam zbyt dużego "skrótu" :-)
Oczywiście rozchodzi się wciąż o odbiór jakości druku/prezentacji - internet, a książka, a kontakt rzeczywisty.