Być jak....
Rzecz cała miała miejsce ładnych parę miesięcy temu, ale jakoś tak wyleciała mi z głowy. Mail był banalny, krótki i treściwy. - Widziałam w sieci kilka Pana zdjęć. Szczególnie podobają mi się te, które załączam. Chciałabym z Panem popracować.... - itd. Kilka zdań o sobie. Proste. Przeglądnąłem załączone zdjęcia i były naprawdę fajne. Proste takie. Schludne. Zadbane i dopracowane oświetlenie. Aż żal, że... nie moje. Ale przypomniawszy sobie swoje młodzieńcze wpadki tego typu, chociażby tę, kiedy umówiony jako młody wilczek dziennikarz udałem się na spotkanie z jednym z doktorów habilitowanych, by przeprowadzić wywiad dla miesięcznika "Vivat academia" rozpocząłem od przypomnienia rozmówcy jego drogi zawodowo-naukowej. Doktor wysłuchał mnie, pokiwał głowa, że jestem tak świetnie przygotowany, po czym sięgnął po moje notatki i cmoknął: - Ładny życiorys. Szkoda, że nie mój. Tak więc przełknąłem ambicyjny zastrzyk, a że dziewczę miało coś w oczach fotograficznego więc why not! Tł...