Cztery ręce... fotograficzne
Właśnie oglądam jedna z najwspanialszych sztuk w Teatrze Telewizji "Kolacja na cztery ręce", czyli Bach i Haendel przy wspólnym stole. Cóż za majstersztyk aktorski w wykonaniu Janusza Gajosa i Romana Wilhelmiego. Nie wiem czy pamiętacie scenariusz... generalnie pojedynek geniuszu z pragmatykiem. Pojedynek muzyki, która płynie gdzieś z głębi boskiego daru z mozolnie tworzonymi dziełami. Odwieczna walka między rzemiosłem, a darem wrodzonym. Król Muzyki (Haendel) i ojciec dwadzieściorgu dzieci, Saksończyk Bach. Obaj tworzą. Fotografują półnutami i kadrują pasażami i zdobnikami. Dla jednego jest to wyłącznie rzemiosło, kolejne zlecenie okupione wytężoną pracą, dla drugiego upuszczanie krwi zawierającej boskie frazy. Tak naturalnie... Tak po prostu... Czy można porównać wrodzoną genialność i zdolność do wyłapywania kadrami najwspanialszych ujęć z mozolnie wypracowaną umiejętnością zrobienia średnio dobrego zdjęcia? Jak to oceniać..? Ponoć nie każdy z nas może być Mistrzem, ale Mis...