Książka a fotografia...
Często patrząc w wizjer odczuwam dziwne mrowienie na karku. Tak trochę jakbym odkrywał inny, nowy świat w tym małym kwadratowym okienku. Wczoraj znowu to miałem. Testując "Nowego Przyjaciela" poszedłem tropami starego Wrzeszcza i zanurzyłem sie w dziwnym świecie podupadłych kamienic tej części Gdańska. Powolny spacer raczej skłaniał ku refleksji niż do pogoni za jakimś wyśmienitym kadrem, ale za każdym prawie razem, gdy oglądałem wybrany fragment rzeczywistości przez wizjer aparatu, okazywało się, że nabiera on jakiegoś magicznego odniesienia. Kiedy podnosiłem głowę, czar pryskał. Znowu tylko ściana z drzwiami przedwojennymi. Opuszczam głowę i zamiast "tylko ściany" i "tylko drzwi" widzę plątaninę faktur na obdrapanym tynku, drewniane żłobienia w drzwiach i nadproże. Jakbym za każdym opuszczeniem głowy i przysunięciem oka do kominka zanurzał sie w jakiś "Zaczarowany Ogród". Jakby sam aparat i kadr otwierał przede mną wejście do magicznego czasu, ...