Magic, magic... Vivian.

Dawno nie pisałem nic o trzewiach fotograficznych, o tym, że fotografia to magia zawarta w kuwecie po wywoływaczu. O tym, że opary ciemni przechowywane w specjalnych buteleczkach ("Pachnidło") są traktowane jak relikwie w niektórych kręgach fascynatów srebrowych. A że przytkało mnie na chwile codzienne życie, z tą większą radością przeczytałem wpis na blogu "I like photo" i postanowiłem go przepisać, dodając od siebie szczyptę mgły historii i drobinki zmielonej wyobraźni. Vivian Maier. To nazwisko nie mówi nic nikomu. Jeśli jednak zawęzimy poszukiwania do sfer fotograficznych, to zapewne w końcu znajdzie się ktoś, kto o niej słyszał. A właściwie nie o niej samej, ale o jej zdjęciach. Gdyby nie przypadek i wyobraźnia Johna Mallofa połączona z dbałością o czyjeś rzeczy, to do dzisiaj sreberka jej negatywów pozostałyby uśpione. Tymczasem.... W 2009 roku, John trafił na jedną z chicagowskich wyprzedaży staroci zobaczył drewnianą walizkę. Potrzebował takiej do przewożen...