- Piotr! Iczek! Wołania zza pleców nie dało się nie usłyszeć i choć minęło parę ładnych lat, głos i jego tembr tkwił gdzieś głęboko w podświadomości. Trochę jak natarczywa metka, która szczypie w kark. Zadziorna. Stale wyginające swe ostre rogi w stronę skóry. Tak..., ten głos był jak metka. I to duża metka. - Cześć, co za przypadek! Ile to lat? Miło Cię widzieć. Co słychać?! Standardowy repertuar pytań wytrysnął ze mnie jak woda gazowana ze wstrząśniętej buteklki. Sam nie wiedziałem nawet, że tyle grzecznościowo-nic-nie-znaczących zwrotów miałem w głowie. Obłuda. Kolesia nie cierpiałem. Pragmatyk. Zawsze wszystko musiało mmieć uzasadnienie i cel. Nic z porywu chwili, wszystko zaplanowane. Fatalna osobowość. Moje przeciwieństwo. - Widzę, że zostałeś przy fotografii. Dyndający u szyi kilogramowy klocek z obiektywem w kształcie grzyba nie pozostawiał faktycznie złudzeń, że fotografuje. - A no tak, udaje się jakoś pasję podtrzymać . Szybko chcąc zakończyć temat, próbowałem uciec kolejnymi...