Moda na analoga...
To już pewne.
Moda na analoga zapanowała wszędzie.
Na blogach pojawiają się pełne złośliwości wynurzenia dotychczasowych właścicieli cyfr, którzy wyżywają się na swoich jeszcze tak niedawno hołubionych aparatach, bo właśnie "odkryli" moc średniego formatu na filmie.
Na forach dyskusyjnych w tematach "techniki analog", zepchnięte dotąd na margines ilościowy zgłaszanych postów tematy analogowe, przeżywają swój renesans.
Mój technik laboratoryjny, który swą niszową działalność jeszcze kilka lat temu traktował bardzo niepewnie, mówi mi dzisiaj, że ilość klientów się podwaja... i to bez żadnej reklamy. Wszyscy robią czarno-białe, najczęściej na średnim.
Dotychczas elektroniczni jedynie prawie fotografowie, umieszczają na swoich blogach fotki zeskanowane z negatywu i nawet nieobrobione do końca (nieplamkowane w PS), bo są tak bardzo analogowi, że jedynie na papierze przywiązują wagę do estetyki.
Na plaży przy wietrze 110km/h spotykam ludzi rozkładających statywy i swoje analogowe aparaty chowane pod kurtkami. Wszyscy naświetlają na film, na negatyw.
Niewątpliwie moda jest zmienna i zachłyśniecie się ulotnym światem bitów ustępuje ponownie wierze, że klatka negatywu przedstawiona w formie pozytywowej na papierze ma większa wartość. Ma duszę.
Pisałem kiedyś, że fotografia klasyczna jest jak żelazko z XIX wieku - ma duszę bez której nie da się go rozgrzać.
Jednak w każdej modzie trzeba uważać na skrajności. Tak jak cyfra połknęła wielu młodych adeptów bezgranicznie oferując im wszelkie ułatwienia w postaci "zielonych programów" i braku konieczności myślenia - tak zwrot ku klasyce też potrafi być złudny.
Fotografowanie własnym domem przez wielki obiektyw w drzwiach sprawia, że granica normalności i złotego środka zaczyna niebezpiecznie zbliżać się ku wariactwu. A ono służy jedynie niewielkiej grupie, która owe wariactwo toleruje.
Wczoraj na "Polonii" oglądnąłem dokument o Zdzisławie Beksińskim. Chyba jednym z najbardziej niedocenionych twórców na świecie w swej epoce! Zamknięty w czterech ścianach swojego mieszkania tworzył arcydzieła. Praktycznie dla siebie. Bez wiwatów tłumów. Pozamykany na setki zamków, zakochany we wczesnej elektronice lat 80 i 90. drzemał w Nim geniusz.
Czuję, że czasami posuwamy się za daleko w swych pasjach. Zbyt wąsko zaczynamy widzieć rzeczywistość. Zarówno Ci fanatycy formatów od 8x10 wzwyż, zarówno Ci lejący kolodion po rękach swych, jak i Ci zakochani w każdym kolejnym pikselu i wyświetlaczu Live.
I chciałoby się umieć znaleźć redlinę pośrodku pola. I chciałoby się zmieścić między słupkami radykalizmu.
Ale wtedy ponownie korci nas maksymalizm... korci nas radykalizm... korci nas przesuwanie granic.

Jak Bóg da - w sobotę przesunę kolejną granicę...
Rękawice, kuwety, płyty, aparat... wszystko gotowe... płyn będzie się lał :)
Komentarze
Człowiek ćwiczy siebie pracując z kliszakami!
Поживем, увидим ;)
"Na blogach pojawiają się pełne złośliwości wynurzenia dotychczasowych właścicieli cyfr, którzy wyżywają się na swoich jeszcze tak niedawno hołubionych aparatach, bo właśnie "odkryli" moc średniego formatu na filmie."
"Mój technik laboratoryjny, który swą niszową działalność jeszcze kilka lat temu traktował bardzo niepewnie, mówi mi dzisiaj, że ilość klientów się podwaja... i to bez żadnej reklamy. Wszyscy robią czarno-białe, najczęściej na średnim."
A te nieplamkowane skany to sa skany z odbitek na plastiku, a nie z negatywu :-P
Wiadomo, niektórym może się to mniej podobać, zwłaszcza gdy średni albo wielki format nie będzie już takim lansem na mieście i straci na wyjątkowości ;D
Portretuję analogowo najbliższe mi osoby i miejsca. Dla mnie to taka intymna fotografia, ciepła i przyjemna, w przeciwieństwie do zimnej cyfry ;-)
Cyfra świetnie sprawdza się w zleceniach i przy masówkach.
Na razie walczę z procesem... dajcie trochę czasu..:)
A co do płodności - nie jest źle :)
To cieszy.
Budda