Fotograficzny PR...
Od kilku tygodni znani i uznani lub nieznani i nieuznani dziennikarze muzyczni i "specjaliści branżowi" starają mi się wmówić, jaką to wspaniałą płytę ("Skała") nagrała Kayah.
A ja słucham tego czegoś i ciśnie mi się tylko jedno słowo, no... może dwa: popelina i gówno.
I w odwrotnej kolejności: gówno i popelina.
...przepraszam za słownictwo....
W każdym razie, aby nie pozostać osamotnionym w mojej rozterce, pytam oto mojego Domowego Autorytetu Muzycznego.
- Się mi tylko wydaje, czy to straszna popelina?
- Się nie wydaje tylko Tobie.
- No to mnie uspokoiłaś, ale o co biega z tymi zachwytami.
- Nie wiem... a myślisz, że te recenzje piszą Jej wrogowie?
- No wiesz, wróg mego wroga jest moim przyjacielem.
- ...?
- A tak bez sensu... faktycznie, zagalopowałem się...
Co Was obchodzą moje muzyczne rozterki? Ano tak pomyślałem, że aby było głośno o czymkolwiek, to komukolwiek musi się chcieć o tym napisać.
Aby się chciało, można stosować różne "wspomagacze".
Najlepszym jest: "znanie się".
Ja znam ciebie, ty znasz Zenka, a Zenek spał z Jolą, która pisze recenzje w jakimś tam periodyku więc ta Jola pisze ładnie o twojej wystawie, bo po co ma pisać źle, skoro Zenek był całkiem niezły w łóżku.
I tak to działa.
Inne wspomagacze raczej dotyczą wyższej półki i rozliczane są w "wielkiej kasie showbiznesu" (bez podatku).
Czytam dziesiątki recenzji różnych fotograficznych wystaw. Większość z nich (z tych recenzji) pojawia się wyłącznie w Internecie i po dwóch dniach stają się "Archiwum - czytaj dalej".
Gro z nich jest na poziomie notatki: "tam i tu, o tej i o tej, ten i tamten pokazał to i to.... urodził się w... zdobył wykształcenie na podręcznikach fotograficznych National Geographic, które przeczytał wszystkie...itd".
Do tego dołączone jest zdjęcie, daj Boże czasami dwa.
I....?
No właśnie.... i?
Bo pokazuje się, że piszący w życiu nie był na tej wystawie, nie zna w ogóle człowieka i zazwyczaj przepisuje tylko to, co mu dadzą. A jeśli sili się na ocenę to robi ją na podstawie obrazka 800x600 pikseli.
Jaka jest alternatywa?
Nie pisać w ogóle o niczym.
Pisać tylko o tym, co się zna, na czym się znam i co widziałem na własne oczy - tak jak autor chciał nam pokazać.
Ocenianie zdjęć i umiejętne pisanie o zdjęciach to naprawdę wielka sztuka. Skuszony rozmową na sąsiedzkim blogu, sięgnąłem wczoraj po film o Cartier-Bresson "Just plain love". Jak On fajnie mówi o swoich zdjęciach. Wręcz mówi o nich z dystansem lekceważenia... Jakże daleko jest od oceny. Jakże nie PR-owsko się zachowuje.
Może to cecha ludzi wielkich... oni wiedzą, że to co robią jest dobre., Po co o tym mówić i po co wciskać innym swoją prawdę.
Ech... myślę ja sobie, że powinniśmy mniej mówić o fotografii innych ludzi. Skupiać się na swoich, a już tym bardziej nie powinniśmy polegać na tym, co inni nam chcą wmówić.
A płyta jest popeliną czystej krwi.
Komentarze
pozdrawiam
Marcin
Hubert
Mnie interesuje wątek o skupianiu się na swoich fotografiach i nie poleganiu na tym, co inni chcą nam wmówić. Ostatnio podjąłem próby w zupełnie nowym dla mnie temacie i zachciało mi się poprosić o opinię. Była dla mnie druzgocąca. Nie doprosiłem się o konkrety, bo "gdybym każdemu miał to opisywać", itd. To zabolało, ale popchnęło do intensywnej refleksji nad tym co się robi i jak to wychodzi. Uważam, że od czasu do czasu warto posłuchać innych. Trzeba to tylko potem dobrze przemyśleć i odrzucić plewy.
kupiłem w zeszłym tygodniu dwa albumy polskich jazzmanów. jeden promowany jak cholera - plakaty na mieście, wywiady w radio, w prasie. drugi gdzie-nie-gdzie, ot ci, co mają się dowiedzieć – się dowiedzieli... i? i co?
przez weekend siedziałem w ciemni, przesłuchałem dokładnie oba albumy traktując je ja pastylki powoli rozpuszczające się - znaczy takie, które nabierają przy kolejnym przesłuchaniu.
rozpuszczały się powoli, w ciemnościach... niestety po raz kolejny potwierdza mi się, że słabsze płyty, żeby fabryki płyt zarobiły - muszą odstawiać ten małpi taniec.
i teraz o jakich albumach pisałem?
Promowane na potęgę Michała Urbaniaka "Miles of Blue" i cicho-sza na rynku Tomasza Stańki "Dark Eyes"...
ot. takie czasy, że trzeba częściej używać mózgu.
...
A jaki z tego wniosek? Picasso byl komunista, a nie kapitalsta - czy to jakis wniosek apropos PR'u?
A HCB - faktycznie sympatyczny i taki bardzo francuski. Francuzi są mistrzami dygresji.
Tomasz Pawłowski