Szampon...
Ciepła woda spływała po karku, nachylona nad wanną głowa nasiąka jej strużkami. Ślepa ręka błądzi po obudowie wanny w poszukiwaniu butelki z odpowiednim szamponem. Swoją drogą nie wiem czemu nie wyprodukowano jeszcze wanny, której brzegi pomieściłyby te wszystkie gromadzone buteleczki... z chemikaliami do mycia.
Mokra dłoń trafia na pierwszą butelkę: "Szampon. Zwiększona objętość włosów"
Nie, za ten dziękuje. Moje i tak nie małe zaplecze włosowe wyglądałoby pewnie jak afro po tym chemicznym cudzie.
Sięgam dalej.
Kolejna butelka: "Szampon z prowitamina regenerującą cebulki włosowe zniszczone..." Długość napisu nie do odczytania pod spływającą na oczy wodą. Odkładam.
Trzecia butelka: "Szampon odżywczy na bazie ekstraktu z dojrzałych liści herbaty. Dla włosów zniszczonych..." Znowu nic nie widzę. Ale nie tego szukam.
Dwie kolejne butelki to szampony przeciw łupieżowi z kilkoma dodatkami i słowem "pro"...
Sięgam po szare mydło. Spłukuje głowę.
Po co zamęczam Was tymi szczegółami higienicznymi?
Ano zmierzam jak zwykle do fotografii. A dokładnie do "niefotografii". Tak samo jak szukałem szamponu, czystego szamponu, po prostu szamponu do głowy bez ekstraktów i liści szałwii, tak samo szukam ostatnio wszędzie "czystej fotografii". Samej fotografii.
Tymczasem wszędzie gdzie się nie spojrzę karmi się mnie papką fotograficzną złożona w 90% z idei, której nikt nie rozumie, a w 10% z ambicji artystycznych autora. Z czego samo słowo "fotograficzną" trzeba podzielić przez pięć, bo z fotografii jest tam tyle, co zostało z prawdziwych peerelowskich bułek w hipermarketach. Czyli... powietrze, czyli nic.
Nie wiem czemu, ale sztuka współczesna każe mi być ignorantem, bo dzieło nie istnieje już bez umiejscowienia w jakimś szerszym pomyśle. Zdjęcie nie wisi już po prostu na ścianie, ale ono jest "umiejscowione" w głębokim (tak guerilla!), w głębokim kontekście. Pływa weń. Tapla się w czymś, co zazwyczaj nawet po polsku opisane nie jest, bo się nie da Panie! Nie da się opisać!
Zdanie 1
Sama forma nie jest wystarczająca aby zrozumieć zamiar autora.
No cóż... kiedyś artysta miał talent. W rekach go miał. Znaczy czasami w głosie, w ustach, w nogach. Nawet dziwki miały talent. Znały się na robocie. Obecnie mam wrażenie, że zarówno artyści, jak i dziwki talentów już nie mają, ale mają kontekst lub ideę, w którą wpychają te swoje "dzieła", "dziełka fotograficzne" i wieszają. Gdzie popadnie. Jak popadnie. Byle było. Wystawa zaliczona. Kurator się znajdzie. Młode pokolenie historyków sztuki szuka kasy. Będzie pisało, że to nowatorskie ujęcie kibla stojącego za śmietnikiem ma wymowę równą pracom Bressona.
A to, że nie ma odbitki, ale jest wideo-trans coś tam... nie ma znaczenia.
Zdanie 2
Widz musi zostać pouczony przez autora co widzi i co ma myśleć.
Tak. W sumie to się sprawdza i jest logiczne. Bo jeżeli fotograf nowoczesny nie umie zrobić dobrze naświetlonego i ostrego zdjęcia, to faktycznie musi mi szybko wyjaśnić o co biega.
Innymi słowy... idąc na jakąś kolejną wystawę fotografii otrzymuje nie fotografię (szampon), ale otrzymuje wszystko wokół fotografii. Samego szamponu jest tam tyle, co ziarna w pliku z 5DmkII na 100ISo. Aby coś było, trzeba to zaziarnić w PS - jak czyni to 80% użytkowników tego sprzętu, bo inaczej zdjęcia wydaja się zrobione w programie do renderowanie tła.
A ja chciałbym dostać czysty szampon. Aby sobie umyć fotograficzną głowę pełną potrzeby spokojnego piękna w obrazie.
Aby wyszorować zmysły czystą gąbka, a nie nasiąkniętą ideologicznie szmatą, w dodatku wyciskaną od 10 lat w tym samym wiaderku do mopów. Tworząc te same kalki niby innowacyjnego widzenia świata.
Od tych wszystkich eksperymentów wolę ładną odbitkę z ładnie poprowadzonym światłem z kompozycja zamknięta w czterech bokach i z choć częścią duszy fotografa w środku.
To mi wystarczy. Wówczas nie zmienię już szamponu przez wiele lat.
Zwracam się więc do "producentów szamponu" - róbcie zdjęcia. Proste. Czyste. Ładne. Schludne.
Nie róbcie mi z głowy poligonu dla mopów i kontekstowych szmat wyciskanych pod nogi.
PS
A tak na marginesie - zainwestowałem w fotografię...:)
W antykwariacie na Piwnej kupiłem dzisiaj dwa zdjęcia. Za całe 18zł :)
Są cudowne. Warte o nieba więcej niż te pieniądze. Plastyka obrazu jest powalająca. Obecnie żaden produkowany obiektyw nie jest w stanie zrobić takiego zdjęcia. Żaden! A jak podane. Te tekturki!!
Ponieważ w tego typu odbitkach tył fotografii jest równie ważny, co przód. Zeskanowałem obie strony.


Komentarze
http://picasaweb.google.pl/stachu.abc/Old?authkey=Gv1sRgCOSmw7u3g-HzowE#5373225745886416674
Między innymi takie znalazłem w kolekcji Ciotki. Ale to już nie z Gdańska i przechowywane jak należy.
Gdy nie dam szansy i nie podejdę, nawet się nie dowiem że to dzieło uznanego artysty... I dobrze, bo świadomość nieporysowanej, nie przesiąkniętej nielubianym tematem matrycy w głowie, to duża wartość. Sama w sobie. Nie musisz znać wszystkich gatunków. Tym bardziej tych które Ci nie leżą. To tak z perspektywy kogoś kto chce tworzyć, inaczej wygląda temat z perspektywy kogoś kto chce oceniać.
pozdrowienia,
Kacper
Takie patrzenie Kacper jak opisałeś przynależy współczesnemu światu. Byle szybko, byle od razu zabiło formą. Jak Cie coś nie obsika, to nie zatrzymasz się...:)
Bez urazy za porównanie :)
Stachu: "niektórzy nawet nie wiedzieli, ze wśród pocztówek mieli Gdańszczan sprzed 100 lat" No i dobrze, a co to jakieś relikwie?
Co z tym kontekstem? Mógłbys podać jakiś przykład konkretny, bo obawiam się mylisz kontekst z marketingiem. Sam przy tym kontekst tworzysz :)
Tomek P.
Świadomość wyboru (w tym wypadku odrzucenia) w dzisiejszych czasach jest dużą wartością. Inaczej wpada się w sidła popkulturowej papki, bezmyślnie. Tak czy inaczej jest to nieuniknione, siła mediów, reklamy, billboardów itp jest tak duża że trudno się przed nią bronić.
Oczywiście jest tak, że aby się przekonać że się czegoś nie chce często trzeba to poznać, choć nie zawsze.
Np często z fotografią reportażową jest tak. Podchodzisz, patrzysz podoba się, ale czegoś brakuje aby w pełni pojąć. Tak było z wieloma nagrodzonymi w tym roku zdjęciami z WPP (Walter Astrada, Argentina Spot News: 1st prize stories lub Contemporary Issues: 2nd prize stories Johan Bävman, Sweden, czy People in the News: 1st prize singles Yasuyoshi Chiba) wiedziałem że są mocne, ciekawe i dobre - ale nie wiedziałem wszystkiego. Trzeba było przeczytać podpis czego dotyczą zdjęcia, jaki jest kontekst społeczny i polityczny. Oczywiście większość tematów była rozpoznawalna od razu, nie potrzebny był żaden podpis. A jeszcze więszke zdjęcia robią wrażenie, gdy spotkasz autora i opowie o kulisach powstawania materiału. Zwala z nóg.
Iczek - to w końcu jesteś za, czy nawet przeciw (dotyczy tematu Twojego porównania)?
Iczek mam lekturę obowiązkową dla Ciebie. W formie analogowej, papierowej :-)
pozdrowienia,
Kacper
PS
To tak jak z papierosami, skoro wiesz że nie leżą i szkodzą, nie musisz próbować mentoli albo innych lajtów aby się przekonać że nie leżą i szkodzą.
Ja mam na myśli to, co fotografią nie jest, ale galerie próbują mi wmówić, że jest.
No i nie przesadzaj... mamy wrzesień 2009 na szczęście i ja nadal jestem młodszy niż będę w 2010 :)
Iczku, nie oceniajmy, po co to robić? Rubmy swoje! cytując klasyka.
Ps. Rzeczywiście mamy wrzesień, ale ja już myślami w przyszłorocznej dalekiej podróży. pozdrawiam
Więcej nie dodam, bo zdaje mi się że ty po prostu zupełnie nie rozumiesz pewnych dziedzin czy części fotografii, i zamiast się pogodzić z tym, że nie wszystko jest dla każdego i nie trzeba się zajmować całym światem, atakujesz i jęczysz jak prosie przed świętami.
Zaakceptuj że są rzeczy których nie lubisz i nie rozumiesz, a inni lubią i rozumieją.
Mam wrażenie iczek, że zapominasz o tym, że fotografia nie jest o fotografii. Tu nie chodzi o wycinanie kawałków rzeczywistości w ładne obrazki.
A Ty wciąż piszesz o tym, że plastyka nie ta, że technicznie coś tam....
Fotografii we współczesnej formie nie da si ogarnąć całościowo. Są ludzie którzy robią świetne rzeczy i nie wiem nawet o ich istnieniu. Ale oni wciąż robią te świetne rzeczy.
Przypomina mi się jak na zajęciach z historii sztuki była mowa o Picassie. Jedna z moich koleżanek powiedziała do prowadzącego: przecież takie rzeczy to mogą robić dzieci w przedszkolu, gdzie tu sztuka?
Prowadząc się uśmiechną i powiedział: Prosze Pani, to jest czwarty rok studiów - tu nie wypada używać takich argumentów.
Jest taki nurt w teoriach sztuki, który właśnie zakłada brak dyskusji i jakiejkolwiek refleksji nad powodem powstania dzieła.
Nakazuje on jedynie pochylanie się nad "dziełem".
Jestem przeciwnikiem takiego pojmowania i dzielenia sztuki.
Dzielenia czyli mówienia: wszystko jest sztuką.
A ty siedź cicho bo mając lat 30 powinieneś to wiedzieć...
:)
Tak bym to opisał.
Fotografia jak każda inna dziedzina sztuki może być opisywana i można próbować ją zamknąć w ramy.
Można też to odrzucić. Droga wolna.
Ja jestem orędownikiem zawężania znaczenia i zakresu.
Zdecydowanie.,..!
Personalnie to sobie można założyć swój blog i pisać tam co ślina na język przyniesie.
Tutaj są zasady.. :)
Jak w sztuce. Prawdziwej sztuce!:)
Chodzi o to, że sztuka to nie technika, to nie piękno, i poddawanie czegoś w wątpliwość tylko dlatego że nie jest super mega technicnie - to bezsens.
Przecież ani Diane Arbus, Ani Nan Goldin cz Jacob Holdt nie myślei o technicznej stronie zdjęcia. Oni używali aparatu by coś opisać, wyrazić - a nie by robić zdjęcia.
Zawężać jak najbardzie - po co? Ilu rzeczy, cudownych rzeczy które zmeniły tok myślenia o wielu sprawac byśmy nie poznali gdyby tak zawężać.
Właśnie o to by wyrazić zdjęciami, a nie ideologią :)
Zdjęciami, które są zdjęciami, a nie projekcją video...:) Na przykład.
Zdjęciami... ja pisałem o tym, że współczesne "fotografie" coraz bardziej nie są zdjęciami... :)
Inaczej to będą puste obrazki
Teraz chyba znaleźliśmy płaszczyznę zrozumienia, co..? :)
Znasz projekt innocence nijakiej Taryn Simon? Dla mnie jest to idealne wybalansowanie fotografii i kontekstu.