Wy nie wiecie, a ja wiem...?
...jak rozmawiać trzeba z... fotografem!?
Właśnie. Ciekawy temat.
Kanwą do tego wpisu jest rozmowa z Rafałem Milachem, która ukazała się w ŚwiatObrazu.
Z wielką atencją przyłożyłem się do przeczytania tej rozmowy. Nawet kilka razy ją przeczytałem. Szukałem mianownika dla całości. Starałem się dostrzec zamysł rozmowy, prowadzone wątki próbowałem ułożyć w jakąś logiczną całość. Wyłuskiwałem informacji, które pozwoliłyby mi poznać Rafała, ale przede wszystkim poznać człowieka fotografa.
I...
I muszę stwierdzić po raz kolejny, że dziennikarstwo, a wywiad zwłaszcza jest sztuką bardzo trudną i niewiele osób w naszym kraju jeszcze potrafi i rozumie czemu służy wywiad z człowiekiem.
Ta rozmowa nie może nawet pretendować do rangi wywiadu. To nawet nie jest do końca rozmowa, bo zawiera w sobie tylko jedną zasadniczą cechę elementarną: są tam dwie osoby. Cała reszta, w ujęciu czysto dziennikarskim, estetycznym i inteligenckim - to jakaś marna, szkolna wprawka.
Naprawdę jest mi przykro, bo Rafała cenię nad wyraz wśród polskich reportażystów-dokumentalistów. Myślałem, że dowiem się czegoś o nim. O człowieku, a nie przeczytam kolejne ble, ble o aparacie jakiego używa, o tym czy cyfra go wciąga czy o tym, że daje zdjęcia na konkursy. Zwłaszcza, że wiemy, że daje, bo stąd go znamy.
Ech...
Kiedyś istniała taka złota zasada wśród dżentelmenów: "o sprawach oczywistych nie rozmawiamy". Nie muszę rozmawiać o robieniu siku i informować całego świata, że idę do toalety.
Nie muszę rozmawiać o tym, że Sienkiewicz posługiwał się składnią łacińską pisząc Trylogię.
To się po prostu wie i gadać o tym, to jak opisywać konia.
Jak więc rozmawiać z fotografem?
Czego chcemy się dowiedzieć o np.: Piotrze Lindbergh'u?
Ja akurat szukam zupełnie czegoś innego niż podano mi w przytoczonej rozmowie.
Żal.
Zdolny człowiek widzi mi się straszliwie banalnie, prymitywnie wręcz. Wcale nie ze swojej winy.
Ot, odpowiadał na pytania.
Do tego dochodzi fakt, że Internet nie ogranicza ilościowo materiału, jak w wypadku prasy drukowanej. Na czym więc oszczędzać robiąc taki wywiad?
A może autor nie miał lub nie umiał o nic zapytać..?
Naprawdę mi szkoda..
Komentarze
"Zwróć uwagę, że jest coraz mniej historii opowiadających o prawdziwym człowieku. (...)"
...który prowadzący skwitował pytaniem:
"Podobno kiedyś zajmowałeś się także fotografią ślubną?"
Bez komentarzy.
Dokładnie w tym miejscu poczułem ból w lewej nodze, aby kopnąć autora w pupę :)
Taki fotograf i tak bezwartościowy wywiad ze strony "dziennikarza".
Niestety wszystko idzie w złą stronę.Co z tego, że internet ułatwia, jeżeli w dużym procencie wszystko upraszcza.
I to całe dziennikarstwo internetowe... Publikacja wymaga niewielkiego zachodu, tak więc nie ma się co dziwić, że ich zawartość jest również bliska zeru. Ech,pożal się Boże czasy nadeszły...
Tak czy owak liczy się przecież pieniądz. Wywiad zaspokoi 80% czytelników, którzy z zaciekawieniem przeczytają co Rafał Milach mówi o ich ukochanej technologii cyfrowej.
Skad to sie bierze? Moze stad, ze dzisiaj fotoamator musi obcowac z mialka materia - aparaty bez charakteru, komputery, ciagla walka z kalibracja monitora, onanistyczne fora sprzetowe pelne zlego jezyka i internetowych legend, mikroskopowe testy obiektywow robione przez pseudofotograficzne portale, literatura pelna kolorowych zdjec i tekstu pisanego dla bezmyslnych idiotow, uzbrojone w nowy orez sampli wojny systemowe, itd. Kiedys tez byli onanisci, ktorzy tworzyli fotografie o wartosci nizszej niz cena Velvii ze stodoly, na ktorej ta fotografia byla zrobiona, ale przynajmniej pokazywali te zdjecia z otwarta przylbica na slajdowiskach. Kiedys fotoamatorzy czytali literature Pekoslawskiego, samodzielnie wykonywali odbitki, uszlachetniali sie sama technika i materialna obcowaniem z technika. To hobby kiedys wymagalo organicznego wysilku - od nauki, az do samego procesu. Teraz potrzebna jest tylko kasa i twarda dupa do sleczenia przed komputerem. Fotografia amatorska, na naszych oczach trafi te romantyczna zawadiackosc. No ale przynajmniej amatorska gra na zywych instrumentach przezywa renesans.
I co im z tego przyszlo? Nikt tych zdjec ani nie oglada ani nie pamieta o nich... tak samo jak nie bedzie pamietac o tych co trzepia sluby swoimi cyfrakami. Bo fotografia to obraz, a najlepiej taki ktory zapada w pamiec, a nie jeakies durne uszlachetnianie sie przez obcowanie z materialami (sic!).
Oczywiscie dyskusji o sprzecie i materialach i calej tej cyfrowej wariacji nie da sie powstrzymac, ale to raczej wlasnie domena tych wszystkich fotoamatorow, ktorzy od robienia zdjec zawsze woleli cala te "otoczke" i sprawy z nia zwiazane na anegdotkach konczac.
pzdr
M.
Ci onanisci sprzetowi to inna grupa ludzi, przewazajaca to fakt, ale godnych uwagi autorow jest nadal dostatecznie duzo, zeby sie wyodrebnic na tle tej szarej masy, ktora w mojej opinii nic nie znaczy, ani niczemu nieszkodzi, bo oni i tak sa z dala od calej tej typowej brazy fotograficznej, o ktorej nie maja pojecia.
Inna sprawa, to ilu my tak naprawde mamy fotografow starego i mlodego pokolenia, bez podzialu na technike ktorej uzywaja, ktorzy sa w stanie sie zapisac swoimi zdjeciami w umyslach tych fotoamatorow?
Popatrz chociazby na wszystkich 'dziadkow' ze ZPAFu, uzywaja tych klasycznych technik, ale w wiekszosci, to straszne formalnie i ciezkie pod wzgledem tresci, a czasami wg mnie poza ideologia to nic w tym nie ma (oczywiscie sa wyjatki, ale nieliczne).
pzdr
M.