Przerost formy... kolodionowe oszustwo...
Najpierw myślałem, że to niemożliwe, że Miller pojechał z kamerą kolodionową do Afryki. Zobaczyłem bowiem jego fotkę z gościem z czaszkami. Potem byłem na spotkaniu z nim w Gdańsku i sam Miller wspominał o swojej fascynacji kolodionem.
Potem ktoś mi potwierdził, że tak było. Że te kolodiony robił jak pan Bóg przykazał.
Potem ktoś mi wyjaśnił, że Miller naświetlił jedynie szyby kolodionowe ze swoich filmów wcześniejszych i wywołał w technice kolodionu.
Potem, gdzieś Guma zadał fundamentalne pytanie - po jaką cholerę!?
Może nie tymi słowami, ale równie dosadnie.
I ja też się pytam. Po cholerę!?
A odpowiedzi, wyczerpującej mam wrażenie, udzieliła Basia Sokołowska w swoim felietonie dla Fotopolis.
Gorąco polecam, bo cała sprawa jest szersza niż Krzysztof Miller. Dotyczy generalnie formy i tego jak łatwo popaść w bezsens takich działań.
Zresztą Basia ujęła to idealnie.
Komentarze
tutu:
http://pem.org/exhibitions/showcase.php#id=surfland
On uprawia odłam kolodionu nazywany tintype, kolodion jest rozprowadzany nie na szkle, ale ja japońskich płytkach metalowych.
Uzyskany efekt jest zawsze pozytywem. W odróżnieniu od kolodionu na szkle, gdzie można robić pozytyw i negatyw.
Nie wiem czy jest po co się tak ekscytować.
To tylko reprodukcja, w tym przypadku alternatywna forma odbitki.
Tak jak inne procesy z tamtych lat, cyjanotypia, kalotypia etc, można zrobić odbitkę z negatywu zrobionego w kamerze wielkoformatowej albo z cyfrowego pliku wydrukowanego na folii, i chyba patrzeć na to należy w ten sposób.
Alternatywna forma prezentacji.
Rozumiem Piotrze że ortodoksyjnie podchodzisz do tematu, ale nie jestem pewien czy tędy droga.