Odkryj kołderkę...
Przez chwilę było miło, ale teraz czas najwyższy wrócić do normy i do tego, do czego się przyzwyczailiście.
Będzie ostro.
Spotkania z innymi fotografami mają to do siebie, że można zadać każdemu fundamentalne pytanie: Jak fotografujesz?
Piękne.
Bo jakbyśmy się nie zarzekali, że nas to mało interesuje, że wisi nam to jak ktoś inny robi foty, to tkwi w nas czysta ludzka ciekawość podlana też sosem ambicji i zazdrości o konkretne kadry i nie możemy powstrzymać się przed szukaniem 'backstagów', przed ciekawskim dociekaniem - jak też on to zrobił!
Oglądanie zdjęć kolegów rzuconych na kominek, bo to jedyna prosta, jasna ściana w domku nad morzem jest idealną okazją aby zadać takie pytanie.
No i teraz najlepsze. Prawie zawsze takie pytania są traktowane jak atak...!?
Naprawdę, przynajmniej ja tak je odbieram. Tak jakby pytający już w pytaniu sugerował gdzieś głęboko, że on to zrobiłby inaczej. Wiadomo, że każdy fotograf zrobiłby to inaczej i każdy wie jak powinno być dobrze. I nie jest to związane wcale z tym, czy ów fotograf należy do ZPAF czy nie :)
Oto więc pyta się ktoś jak zrobiłeś to zdjęcie lub jak robisz zdjęcia...
I ja za cholerę nie umiem porządnie i fachowo na to odpowiedzieć. Marudzę, opowiadam na około, dłonie mi się pocą, bo chcę coś wymyśle fajnego z jakąś puentą i jakimś głębokim przekazem, ale za cholerę się to nie udaje. I już chyba wiem dlaczego...
Bo w moim przypadku nie ma w tym wszystkim żadnej pieprzonej, uwielbionej przez część fotografów idei.
Pije tutaj konkretnie do tych fotek, gdzie trzeba niby zgrać ze sobą nogę przechodnia, piłkę tenisową chłopca odbijającego ją o ścianę i wzrok staruszki z 11. piętra pobliskiego domu. Do tego dodać akurat (!) przejeżdżający autobus i sikającego psa rasy japońskiej pod pobliskim klonem.
Potem oglądacze przed kominkiem patrzą na ten obraz rzucony na kominek i mówią: jak on to wszystko fajnie zgrał, zobaczcie ten ruch piłki, tego pieska i jego nogę uniesioną do góry, i ten klon, jakie on ma liście! - akurat pasują do fryzury gościa, którego złapaliśmy z nogą w górze.
A ja uważam, że 80% tych detali dostrzega sam fotograf dopiero po zrobieniu zdjęcia, a na ulicy jest w stanie może zgrać ze dwie, trzy rzeczy.
Czytanie zdjęcia w ogóle jest jakby wartością dodaną do zdjęcia. Czasami dopowiadamy już na pozytywie to, czego za chińskiego boga nie udałoby się nam złapać świadomie kadrując.
Trochę inaczej jest w studio może, ale i tutaj te wszystkie niby smaczki najczęściej powstają w wyniku przypadku...
Ja się nie skupiam na zgięciem dłoni, grymasem na końcu ust czy zagięciem bluzki. To mi... powiewa... :)
Ja przekazuje globalne spojrzenie. Nie rozumiem tych wszystkich teorii Bressonowo-Kosickich.
Odkrywam trochę swoje niedołęstwo fotograficzne i może nawet "artystyczne", ale tak jest.
Jeśli ktoś patrząc na zdjęcie modelki ustawionej idealnie i symetrycznie dostrzega nagle wspaniały grymas gdzieś tam, to ja po prostu się śmieje, bo to nie jest zamierzone.
Ale i tak nikt mi nie wierzy... co jest samo w sobie zdumiewające... :) Ludzie chcą wierzyć w swoją intuicje i w to, że mają przed sobą kogoś kto też to widzi.
Ech...
Ja tam pod kołderką mam tylko szalone skotłowane prześcieradła własnych nieugłaskanych pomysłów.
Komentarze
że swiadomość "to jest dobre zdjęcie" rodzi się dopiero nad kuwetą lub monitorem komputera ?
tak coś czułem , ale miło że to zostało tak ładnie przez Ciebie zforumułowane
Nie od dziś wiadomo, że zdjęcia nie rzadko "powstają" na etapie selekcji. Fotograf to nie rysownik, malarz, rzeźbiarz, poeta.
Nie wiem, może to prawda ale ja nie widzę wszystkiego. Nigdy nie widzę wszystkiego. Dochodzę nawet do wniosku, że fotografia jest sztuką popełniania błędów, bo zawsze gdzieś jest jakiś feler, zawsze mogę się przyczepić do własnej fotografii. No ale ja na pewno nie jestem "on".
;-)
--
Leon
.. no w sumie racja. ;]
Fotografia od zawsze zeruje na przypadku. Bez przypadku NIE MA fotografii. Im bardziej bedziemy go wykluczac, tym slabsza bedzie fotografia.
I jeszcze cos. Kiedys bylem wyznawca Bressona i czcilem relikwie decydujacego momentu. Juz mi przeszlo. Czymze takim jest moment decydujacy, by traktowac go jako wartosc sama w sobie? MOim zdaniem, moment decydujacy jest zwyklym fuksem i proteza. Poszukiwanie momentow decydujacych kojarzy mi sie ze sportem, takim wedkarstwem na przyklad.
Ale po co w ogole o tym pisze? Bo mam przeczucie, ze wszystkie najwieksze zdjecia sa do pewnego stopnia dzielem przypadku. Jesli ktos twierdzi inaczej, przynajmniej w kontekscie swych najlepszych zdjec, to znaczy ze jest bufonem :-P
Podoba się Wam?
Mi tak.
A powstało... przypadkiem :)
Ot, źle zaznaczyłem markerem na matówce format klatki dla ścianki Polaroid 405 do materiałów 669.
Przypadek :)
Mam z tej sesji 4 inne klatki. Żadna nie jest nawet w połowie taka jak ta :)
Przypadek rządzi - fakt :)
Tylko gdzie się podziewa talent?
A moze jest tak jak napisaliście... trzeba nauczyć się dostrzegać te przypadki. Myśle, że to można wyćwiczyć. Jak jazda na rowerze.
Powiem, że uważam każde jedno z moich najbardziej udanych zdjęć za przypadek, właśnie dlatego uważam że są najlepsze, bo nie do końca dały się okiełznać. Przecież całe to podniecenie związane z robieniem zdjęcia na ulicy podkreślone jest przez przypak tego co uzyskam. Nie bez przyczyny zagustowałem w analogu zamiast cyfry. Wcześniej zdarzało mi się podglądać zdjęcia i poprawiać od razu.. teraz nie potrzeba. Widzę coś, podejrzewam co się zaraz stanie, w ułamku sekundy coś się dzieje robię zdjęcie.. w chwili gdy byłem w 100% skoncentrowany na dobrym kadrze, na wciskaniu spustu, ja tak na prawdę nie widziałem tego co fotografuję. To jest niemożliwe być świadomym tego co widzisz w każdym szczgóle i być w 100% zaangażowanym w robione właśnie zdjęcie. Nie wiem czy to dotyczy fotografii studyjnej, ale wiem że to mnie najbardziej pociąga w fotografii codziennej.. po wywołaniu i w trakcie oglądania zdjęć mam ochotę krzyczeć ze szczęścia, zawsze zakładam że zdjęcia które robiłem okażą się nic nie warte i to co wydawało mi się ciekawe jest banalne i nic z tego nie wyjdzie, że byłem w amoku.. Każda więc klatka która mi się spodoba wywołuje wielką radość, ale co dziwne również wtedy gdy ta klatka w kórej pokładałem największą nadzieję jest zupełnie inna/zwykła/zepsuta też się śmieję, ta przekorność, to wyzwanie..
Talent, to błędy których się nie boimy i które potrafimy krytycznie ocenić, nawet jako coś pozytywnego.
To że nie wyrzuciłęś tej fiszki, że po jej wykonaniu i spojrzeu na nią bezkrytycznie jej nie wyrzuciłęś, że nadałeś jej wartość publikując.. to jest blsk talentu ;)
Adam.
Tylko gdzie się podziewa talent?"
Pozwolę sobie przypomnieć, że dużo fotografii "powstaje" na etapie selekcji materiału. Tu - właśnie przy edycji - jest talent :)