Od lat męczy mnie coś. To coś, ukrywa się pod słowem: wykorzystywanie. A dokładniej - czy artysta ma prawo wykorzystywać innych ludzi i ich ułomności do osiągnięcia jakiegoś celu mniej lub bardziej artystycznego. By zaspokoić swoje ego!? Kurcze fundamentalne pytanie, które rodzi się za każdym razem gdy widzę banalny portrecik jakiegoś ćpuna pod dworcem lub pijaka lub słynne już zwycięskie zdjęcia narkomanki z WPP kilka lat temu. Tym razem poruszył mnie (negatywnie) materiał omawiany na SO autorstwa Oiko Petersena, pt.: "DOWNTOWN Collection ", w którym gość przebrał ludzi chorych na Zespół Downa w śmieszne stroje i ustawił ich w śmiesznych pozach. Jednocześnie czytając uzasadnienie autora krew mnie zalewa: "W obiegowej opinii zespół Downa kojarzy się z nieszczęściem i smutkiem, jednak w rzeczywistości może być całkiem inaczej. Jeżeli tylko nie będziemy patrzyli na osoby z zespołem Downa przez pryzmat naszej normalności szybko okaże się, że zespół Downa wcale nie musi być...
Komentarze
Może dlatego, że przypominają mi moje amatorskie fotki dzieci w pióropuszach z pomalowanymi twarzami, jedzących paluchami karkówkę z grilla... a to, że im cholernie smakuje maluje się na twarzach. Zdjęcia są żywe, z jajem, a że technicznie niedoskonałe nic im nie ujmuje :)
M.
Swego czasku kupiłem na giełdzie staroci kilka paczek papieru Agfy z lat 60tych. Jeszcze nie próbowałem, ale efekty mogą być ciekawe (dwudziestoletni papier Fotonu miał bardzo artystyczne plamy:))
Pozdrawiam
Akurat ten motyw (modelka z piórkami) podoba mi się bardziej w wersji "zepsutej".
---
Henri Cartier-Bresson powiedział między innymi tak: "ostre zdjęcia są okropnie drobnomieszczańskie".
Te rzeczone iczkowe nie są nie tylko drobnomieszczańskie ;-) ale co gorsza, nie są nawet niezłe :-(
Niedoskonałość jest ludzka. Doskonałość - mechaniczna.
Stawiając na wady.. na nieprzewidywalność akcesoriów wadliwych, tworzy się coś równie wadliwego, ludzkiego, bliskiego.
To nie moda :) Mody mijają, a celowe psucie, niedoskonalenie będzie trwać :)
Te powroty do "nieperfekcji" są już widoczne od paru lat.
Fotografia fashion po prostu zapchana jest tymi "zepsutymi" fotami. Czasami mam wrażenie, ze to się przejadło i następuje już odwrót.
Ale mnie często korci coś innego.
Bawię się w sprawdzenie siebie... tak sobie myślę, ze to w ogóle jest dobre ćwiczenie.
Oto znajduje jakiś styl i staram się sprawdzić sam siebie, czy się uda...
Akurat w tym wypadku jest to banalne, bo jakkolwiek bym tego nie sfocił, to jest ok :)
No bo co to za problem... ja te foty robiłem tak ot, żeby zobaczyć jak wygląda 669. Ale może (tak jak u innych) powinienem z nich zrobić cykl, swój styl...?
Kto wie!?
Po prostu te zepsute wydały mi się fajniejsze, co samo przez się już coś znaczy ;)
M.
To jest wydrukowane od razu :)
Wiec bym się nie martwił tym akurat, a co do umiaru to wiesz, ze się zgadzam w 120% :)
@wujek - to podobny temat do malowania zdjęć :) Sensowna granica jest w ogóle dobrem poszukiwanym :)
;-D. Z tą różnicą, że moda na to określenie nie wróciła hihi.
Na mnie te foty robią lodowate wrażenie, ale w takim pozytywnym sensie. Trochę jak z horroru, w którym bohater znajduje stare zdjęcia i koniecznie chce poznać historię modelki i w ogóle historię zrobienia tych zdjęc..i zaczynają dziać się dziwne rzeczy -i skrzypią drzwi, aparaty same pstrykają zdjęcia i hula wiatr - hulhul ;-D
a tak poniewierana przez elity cyfra- to naturalny efekt ludzkiego dążenia do perfekcji, dokonalenia technik. i z cyfry jak i niecyfry mogą powstać dzieła doskonałe. (wiekszość cyfrowych zdjęć jest dlatego martwa, że autorzy są zlymi fotografami, narzędzie niewinne)- daj najgenialniejszą temperę jajeczną i deski lipowe 400letnie malarzowi-kiczmejkerowi ze starówki- i ..monalizy nie namaluje, choć narzędzie szlachetne.
takie moje zdanie
co do Iczkowych zdjęc- w blędnych kolor świetny i ten robi klimat. ale gdyby to zdjęcie , z tymi kolorami-zrobić idealnie technicznie, a ten kolor byłby celem- to czy lepsze by nie było?
a tak na marginesie- lepiej by też było bez malunku na buzi i piórka.
pozdrawiam autora mojego ulubionego bloga i tegoż czytelnikow.
j.a. wroński