War Pstrykacz... Miller
Tak, to dobre określenie. Wcale nie pejoratywne...
Krzysztof Miller, który wczoraj raczył słuchaczy swoimi zdjęciami w Gdańsku jest War Pstrykaczem.
Kilka wrażeń z wczoraj...
Nie można na tym poziomie puszczać prezentacji, w której zacina się muzyka co 15 sekund! Matko! XXI wiek. Kto to organizuje!?
Nie można zadawać pierwszego pytania o to, kiedy Miller zaczął używać cyfry! (zgroza!)
Nie da się dyskutować o moralności fotografa będąc na kolanach przed nim, a miałem uczucie, że nawet ludzie pytający o kwestie moralne z góry przepraszają, że pytają.
Zdjęcia dla mnie nie są żadną rewelacją.
A wojna w wydaniu Millera jest taka sama jak w wypadku setek jego kolegów.
To łatwizna.
Te same kadry, te same dzieci na rękach, te same matki muzułmanki wznoszące ręce do Allacha.
Mam wrażenie, że ikonograficzny już prawie film "War Photographer" Nachtway'a zbudował obraz prawie misyjnego fotografa wojennego. Taki bohater walczący o pokazanie czegoś co zbawi świat. Romantyczny prawie. A tak nie jest.
A oni są tam tylko i WYŁĄCZNIE po to by zrobić dobre zdjęcie i Krzysztof Miller uparcie starał się to powiedzieć słuchaczom. Oni nie słyszeli. Szukali jakiejś idei, szukali w zdjęciach walki fotografa z ideą wojny, szukali obiektywizmu.
Gówno prawda!
Miller jeździ na wojnę w jednym celu. Nie ideowym, nie humanitarnym i wcale nie w roli obserwatora, jak sam powiedział!
Jeździ tam po dobre zdjęcie, bo to jego heroina!
I to między słowami powiedział.
Nikt go nie słuchał.
Komentarze
Być może ludziska mają lepszą zdolność percepcji od mojej, ale moja uwaga wciąż uciekała od wyświetlanych zdjęć, a skupiała się na tej przerywającej muzie.
Druga rzecz jest taka, że Krzysztof Miller jest fatalnym mówcą. Tak fatalnym, że lepiej byłoby, aby nic nie mówił, albo chociaż czytał z kartki. Dobry mówca jest w stanie uratować najgorszą prezentację, ale niestety działa to i w drugą stronę, tzn., że kiepski potrafi zmasakrować najlepszą, z czym mieliśmy do czynienia. Będąc na kilkudziesięciu (sic!) takich wojennych wyjazdach, Krzysztof Miller powinien być niewyczerpaną studnią anegdot, czy też opowieści stricte fotograficznych, wartych opowiadania do bladego rana!
A trzecia wreszcie sprawa (chyba najsmutniejsza) jest taka, że albo to tylko maniera, albo autentyczny brak wiedzy związanej z otoczką zrobionych fotografii. Byliśmy bowiem "zabawiani" zwrotami typu: ja tam nie wiem, ja tylko naciskam spust migawki. Albo - ja tam nie wiem, trzeba byłoby zapytać Wojtka Jagielskiego.
Wstyd :-(
No i znam z historii kilku filozoficznie nastawionych do świata fotografów :)
To o takich wlasnie foto-uzaleznionych
Polecam.
Mysle autorze ze zwyczajna kultura
i szacunek powinna Ci podpowiedziec zastanowienie. Tytuowac watek PSTRYKACZ !
WSTYD...
Sam prowadze spotkania autorskie polaczone z prezentacja slideshow i wiem ile stresu jest przy problemach technicznych.
Zaciachy zdazaja sie licealistom jak i profesjonalistom.
Choc sam rzygam wojenna fotografia to mysle ze jednak moze ona zmieniac swiat.
To niestety troche inna dzialka niz Twoje zabawy wielkoformatowo-fiszkowo-ciemniowe.
Ale z tym, ze nie wie co jest na zdjeciach, zabiliscie mnie :(
Jesli faktycznie tak bylo...
Nie generalizowal bym ze wszyscy jada na wojne po adrenaline, i mocne foty.
Powoli.
I ze zrozumieniem.
Polecam szczególnie drugie zdanie mojego wpisu.
Plis... nie zaperzaj się, tylko staraj się zrozumieć :)
Naprawde latwiej mi zrozumiec Krzyska Millera, nie potrafiacego sie wypowiedziec o swojej fotografii, byc moze stres? Nie wiem.
Niewazne.
Jego sprawa, ze ludzie wyciagneli tak niemile wrazenia.
Ale Tobie sie dziwie, braku szacunku do fotografii.
Pstrykacz, fotka, mysle ze to bardzo obrazliwe.
Nawet wobec mniej zaawansowanych autorow powinno sie nie naduzywac.
Mysle ze Jurek Plieth podsumowal dosadnie i bez zbytniej obrazy swoje wrazenia.