Fałszywa skromność czy buta...?
"Poprowadzę kurs", "Kurs fotografii", "Szkolenie z fotografii ślubnej", "Kurs fotografii studyjnej"
To najczęściej widziane ostatnio przeze mnie ogłoszenia. I muszę Wam przyznać, że za głowę się czasami łapię...!
Bo ja w większości wypadków znam tych ludzi. Z internetu, z grup, z forów, ale przede wszystkim ze zdjęć.
Ba!
Są wśród tych osób przypadki ludzi, którzy zaczęli fotografować 2-3 lata temu. A część z nich o fotografii dowiedziała się może tydzień wcześniej. Teraz są nauczycielami. I to nie za 5zł. Ceny tych kursów jedno- lub dwudniowych wynoszą od 1000zł wzwyż.
I ja się pytam delikatnie tych delikwentów... skąd w Was tyle pewności siebie, że po 2-3-4 latach fotografowania uznajecie się za osoby dysponujące wiedzą, estetyką i zdolnościami do przekazania tej "wiedzy", którą posiedliście przez kilka lat!??
Skąd!!!???
Bez fałszywej skromności powiem, że liznąłem fotografii w stopniu co najmniej zaawansowanym. Aparat w moich rękach praktycznie zrósł się z ciałem. Znam tajniki oświetlenia, tajniki techniczne i po prostu znam fotografię od podszewki. Od Druha do 5D. Od Smieny po Graflexa. Uważam (nadal nieskromnie), że mam też jako takie wyczucie estetyki i poczucie kompozycji.
I mając te wszystkie lata (chyba z 15) czynnej fotografii za sobą - mam przeogromne (!!) obawy przed dzieleniem się wiedzą z ludźmi tego pragnącymi. Od czasu do czasu ktoś pyta o taką możliwość. I ja się autentycznie boje, że moja wiedza jest za mała. Że kwalifikacje (ważne słowo) nie wystarczają.
A okazuje się, że ludzie, którzy pojawili się na jakiś forach parę lat temu, bez żadnej żenady proponują nauczanie fotografii... Za grubą kasę.
Przepraszam ich, ale czy nie macie wewnętrznego hamulca?
Skąd ta pewność siebie?
To znak czasów...? Łapanie jeleni?
Uch....
A tak mnie poniosło.
Komentarze
Moim zdaniem nie ma znaczenia, czy ktoś fotografuje 3 lata czy 15.
Ktoś może robić przeciętne fotografie ale mieć talent nauczycielski, czuć to, potrafić zarazić kogoś pasją, wydobyć to co najlepsze mimo że sam tego nie ma. Ktoś inny może robić genialne fotki ale być zupełnie niekomunikatywny.
Nie chce się tu rozwodzić, więc powiem tylko, że chodziłem na kurs gdzie wykładali profesorowie z Poznańskiego ASP. U jednego byłem tylko raz na zajęciach, jak się rozpędził i powiedział o moich zdjęciach, że nie nadają się nawet to szmatławych gazet gdzie fotografia sięga dna.
pozdrawiam
Przemek
Chodzi o zjawisko... przeca rozumiesz...:)
Ludzie przeczytali i pooglądali zdjęcia w ksiażkach "Fotografia cyfrowa" i fruu... KURS :/
Jak piszesz - trafić trudno, ale ja osobiście uważam, że na 90% tych kursów szkoda pary i forsy.
I ponadto uważam, że powinno istnieć jakieś formalne ograniczenie w organizowaniu ich. Coś na zasadzie Cechu Fotografów (kiedyś były cechy), który to Cech przyznawałby licencje na wykonywanie szkolenia w danym zakresie.
Jasne - ktoś zaraz powie, ze na Cech trza płacić haracz... a trzeba!!
Chcesz zarabiać na innych, zainwestuj sam w swoją wiedzę.
Zainwestuj nie znaczy kup 2 lampy chińskie za 800zł i koleżankę za 100zł (dziewczynę własną najczęściej) wynajmij i zrób "kurs".
Coraz radykalniejszy jestem kurde... starość? :)
Dalej idąc tym wątkiem , uważam, że ludzie w dzisiejszych czasach niestety nie maja w sobie tego wewnętrznego "hamulca" . A przydałby się.
Gosia Barta
- a to dziwne, bo w zdjęciach tego nie widać.
Hi, hi... :)
Kiedy skądinąd, takiej ilości wyśmienitych filmów w kinach nie widziałem już nigdy później, po '89 roku (vide słynne Konfrontacje Filmowe). Co zresztą nie tak dawno jakiś polityk miłościwie nam panującej (oby jak najkrócej) koalicji wyartykułował, żądając, aby aktorzy występujący w filmach mieli ukończone szkoły aktorskie. A co liberalna prasa okrutnie wyśmiała.
Zaś jak wiadomo, prawda tkwi zazwyczaj pośrodku...
1. kazdy ma prawo robic co mu sie podoba, o ile nie lamie prawa.
2. sa tacy co robia zdjecia 30lat i nic z tego nie wynika, a sa tacy, co po roku lapia swietne kadry...
3. praca w zawodzie fotografa to prowadzenie swojego biznesu - a ten nijak sie ma do rozwazan na temat moralnosci etc. Trzeba robic wszystko co wplywa na zyski. Czyli zarabiac na czym sie da, ale tez promowac samego siebie jak sie da. A wiadomo, ze jak prowadzisz warsztaty to jestes w oczach kursantow postrzegany jako guru... Niezaleznie czy nim jestes. Sposobem promowania sie moze byc tez prowadzenie bloga. Iczek - niejeden prowadzi bloga tylko i wylacznie dla lansu. Jednak jesli czytanie bloga sprawia mi przyjemnosc, to mam gdzies z jakiego powodu powstal.
4. Wiaze sie z pkt. 3 - promowanie swojego nazwiska i budowanie pozycji na rynku. Mozna dobra fotografia - ale czy to wystarczy?
5. Mamy takie czasy - ze powstaja szkoly bez kadry - to dlaczego nie warsztaty? A mnogosc "szkol fotografii" nie poraza Cie? Mnie np. tak ;)
6. Prowadzac takie warsztaty o ktorych piszesz - zawsze spotkasz dwa obozy. Jeden ktory bedzie piac z zachwytu, drugi pukajacy sie w czolo i mowiacy "jak taki imbecyl moze prowadzic szkolenie". Kto ma racje? I tu trzeba miec twardy tylek, albo takie doswiadczenie, ze oboz nr. 2 nie bedzie istniec ;) Chociaz zawsze trafi sie ktos, kto podwazy kompetencje danej osoby...
7. Mowimy tu o zalewie "cyfrowych ekspertow" - ale szczerze, cale to gadanie o popularnosci fotografii w chwili obecnej mija sie lekko z prawda. Tak samo jak mija sie z prawda wzrost "fotografow zawodowych". Kiedys powiekszalnik byl w co drugim domu. Czy teraz co druga rodzina ma cyfrowe lustro? NIE. Kiedys w kazdym nawet malym miasteczku bylo kilka zakladow foto - gdzie siedzial zblazowany pan Zenek - i robil fotki slubne. Czy teraz w takiej malej miescinie masz kilku zawodowcow z wlasnym studio? Nie. Zalew bylejakosci owszem jakis jest - ale nie wiemy jaki byl kiedys, bo nie bylo netu ;) Dziwimy sie, ze tak wielu jest fotografow - ale sprobuj poszukac kogos ciekawego. Uczepmy sie internetu - poszukaj w necie ciekawych fotografow z trojmiasta - ilu znajdziesz? 5, 10, 20? Jesli nawet znalazlbys powiedzmy w teorii 50 - to co to jest na taka liczbe mieszkancow...
Podsumowujac moje przemyslenia: problem nie tkwi w kiepskich fotografach, kiepskich szkolach, kiepskich warsztatach i ich zalewie. Problem tkwi w braku swiadomosci fotograficznej szarego zjadacza chleba. Brak dobrych wystaw, brak dobrych galerii itd. Ludzie nie maja pojecia czym rozni sie gniot od dobrego zdjecia. Banalne zdjecia wygrywaja z wartosciowymi... Przeciez gdyby ludzie mieli czesciej do czynienia z dobra fotografia - sami przejrzeliby na oczy i wybrali tylko te szkolenia, ktore maja jakas wartosc fotograficzna.
ps. nigdy nie myslalem o wlasnych warsztatach - ale mase znajomych robi takowe, stad tyle przemyslen ;)
howgh :D
ja to wszystko rozumiem i pojmuję, nawet to,że cię ponosi, ale w końcu te kursa tobie krzywdy nie uczynią, uczestnikom zapewne też nie, najwyżej będzie im żal źle wydanych pieniędzy
łapanie jeleni? wszak organizatorzy pokazują publicznie swój dorobek, jeśli ktoś chce się po prostu nauczyć robić zdjęcia tak jak oni - o co kaman? a chyba właśnie o to chodzi - żeby nauczyć się robić TAKIE zdjęcia, a nie nauczyć się fotografii
skromność zaś (fałszywa albo i niefałszywa) bywa bardzo wygodnym parawanem, który chroni od poddawania się ocenie ;)
@asmo - i tutaj się mylisz twierdząc, że te kursy krzywdy nie czynią. Czynią!
Tak samo jak krzywdę fotografii czynią dyletanci, którzy sprzedają za 500zł wypociny ślubne wmawiając ludziom, że to wypas... :)
Złe nauczanie i złe podstawy, a właściwie brak tychże jest największą krzywdą jaką czynią tacy "nauczyciele".
Ja nie mam możliwości zabronić czegokolwiek komukolwiek (nie licząc roznosicieli ulotek). Ale mam prawo wyrazić swą opinię i swoje zdanie o tym zintensyfikowanym ataku pseudo-nauczycieli na adeptów fotografii.
Czy chciałabyś aby Twoje dziecko w szkole uczył ktoś, kto jest po roku kursów dydaktycznych? Czy może lepiej dyplomowany nauczyciel?
I nawet nie znając jego doświadczenia i umiejętności wybierzesz chyba jednak wykształcenie..? Tak czy nie?
Dla mnie to oni mogą sobie zarabiać ile chcą... a co do słów Rudolfa o kursach, to ja się zapisze na kurs u Rudolfa... w końcu esa wyslałem i prawo mam :)
"Lepszy jest brak lekarza niż kiepski lekarz"
Pamiętajcie!!! :)
http://img142.imageshack.us/img142/4197/95119577gc6.jpg
zakładamy, że dorośli potrafią samodzielnie podejmować odpowiedzialne decyzje - niech je zatem podejmują, nawet jak są głupie
i będę się upierać, że nawet najgorszego sortu kursa najbardziej szkodzą zawartości portfela
PS. kurs u Rudolfa? bo w sumie sesemes ode mnie też poszedł - czy może też się teraz będzie zasłaniać, że jeszcze nic nie potrafi ? ;) no ale ja mam tylko obmierzłą cyfrę i jeszcze bardziej obmierzłą Helgę...
ale wracając do tematu samych warsztatów organizowanych przez coraz to różne osoby. Jeśli czują się na siłach, jeśli znajdą chętnych, jeśli chętni nie będą później pluli na dźwięk nazwiska organizatorów a mimo upływu czasu nadal będą chwalić, to chyba dobrze jest. Czy też dobrze będzie - czas pokaże. Ja bym nie wieszała psów na tym zjawisku nie znając wyników jakie przyniesie. Dorośli ludzie się zapisują na takie warsztaty, więc niech mają wolny wybór.
pozdro - Archie
Dlatego pozwoliłam sobie napisać poniższy komentarz. W innym miejscu w necie, na pewno, nauczona doświadczeniem, milczeniem pominęłabym podniesienie podobnego tematu – ale z racji tego, że liczę się z Twoim zdaniem, postanowiłam przedstawić tu mój punkt widzenia.
No więc skąd ta pycha, skąd ten tupet, że po 2-4 latach fotografowania (w moim wypadku od najbardziej podstawowego kompaktu dokładnie po siedmiu latach) chcę uczyć innych i śmiem myśleć, że potrafię?
Przede wszystkim uczę tego, co sama umiem. A co umiem, pokazują moje zdjęcia – ta odpowiedź powinna starczyć za wszystko. Bo tak bezczelnie i butnie uważam, że o fotografie świadczy nie ilość lat, przez które aparat przyrastał mu do ciała, czy Iiczba szkół przez wielkie SZ, jakie ukończył, a zdjęcia właśnie. I jeśli na tym polu uważasz, iczku, że daję ciała – to przyjmę to z pokorą jako Twój punkt widzenia. I jeśli do tego zaargumentujesz, na pewno wyciągnę wnioski, bo Twoje podejście do fotografii jest dla mnie niezastałe i inspirujące – jednym słowem lubię czytać Twojego bloga:)
Wracając do odpowiedzi na postawione na początku pytanie - pomysł z warsztatami chodził mi po głowie już od dawna, ale bezpośrednie przyczyny były dwie.
Pierwsza, to obserwacja rynku amerykańskiego i tego, co się tam dzieje w temacie warsztatów i szkoleń, które uskuteczniają wszyscy topowi fotografowie ślubni na większą lub mniejszą skalę. I wielka luka na niwie polskiej fotografii ślubnej w tym względzie. I nie chodzi o wykłady pt. „hasselblad od podszewki, kurs dla zaawansowanych” - tylko o dzielenie się wiedzą i doświadczeniem praktyka. Tak więc niech to będzie moja ogromna pycha - jeśli z perspektywy kogoś, u kogo aparat praktycznie zrósł się z ciałem, tak to musi wyglądać – no wiec mam silne poczucie, że mam na tym polu naprawdę niemałą wiedzę do przekazania.
Druga przyczyna, to dziesiątki maili każdego miesiąca z pytaniami, jak to czy tamto zrobiłaś, a jak sobie radzisz kiedy tak, a jak sobie radzisz kiedy inaczej, a może mógłbym kiedyś zobaczyć, jak pracujesz i ponosić ci plecak?;-)
Z prośbami o prywatne lekcje, pytaniami czy planuję warsztaty etc.
Być może powinnam odpowiedzieć przykro mi, jeszcze bardzo mało umiem, jeszcze mam za małe kwalifikacje, jeszcze nie wystarczająco aparat mi przyrósł do ciała – może za 17 lat pogadamy, zapytaj, będę o Tobie pamiętać:)
Ale zrobiłam jak zrobiłam. I mimo tremy, mam głębokie przekonanie, że wyjdzie z tego coś fajnego. Inspirującego – dla innych i dla mnie.
Ale tak powaznie - w kazdej dziedzinie fotografii masz mase warsztatow organizowanych przez kompletnych dyletantow. Np. akt. A czy w slubnej jest ich taki nadmiar? czy akurat Twoje reprezentuja ten najgorszy gatunek? osobiscie nie sadze, choc nie jestem moze fanem tego stylu...