Analogowy czas...
Brzmi trochę jak Czas Apokalipsy, ale nie będzie o zapachu napalmu o poranku, choć zapach wywoływacza z wieczora jest zapewne równie ekscytujący.
Będzie trochę o relatywizmie czasowym. W sumie to już o tym się pisało i sam pisałem i sam przemyśliwam te kwestie w związku z cyfryzacją sztuki fotograficznej. Niemniej po kilku dniach od ostatniej sesji popadłem w spore przygnębienie wynikające z tego, że moja teoria dotycząca czasu jaki pochłania nam tak naprawdę cyfryzacja (niby mniej, a więcej) pomału kładzie się w gruzy.
Ostatnio bowiem stwierdziłem, że koledzy mający aparaty cyfrowe, które z natury rzeczy miały służyć przyspieszeniu pracy i szybszemu zdobyciu upragnionych efektów, wcale temu nie służą, a wręcz odwrotnie... im więcej tych plików, tym wolniej im idzie.
W domyśle, złośliwie śmiałem się z tego wszystkiego i cieszyłem oko patrząc na trzy kasety 4x5 leżące w kuchni i czekające aż 6 fiszek zostanie wywołanych.
Niestety...
Po kilku dniach od ostatniej sesji, wczorajszego wieczoru ogarnął mnie smutek, bo... nie mam czasu!
Po prostu nie mam czasu obrobić 11 fiszek, które zaświetliłem świadomie w studio. Niby to proste... Zrobiłem pięć Provii100 i sześć trixów. Nic wielkiego, ale tak policzmy:
- dzień po sesji oddaje fiszki slajdów do wołania
- odbieram wieczorem i już czasu brak by zeskanować
- nadal czekają negatywy, bo muszę kupić wywoływacz
- następny dzień (wyjaśniam, że "dzień" zaczyna się dla mnie po godz. 18:00!) - rozrabiam wywoływacz i... skanuje slajdy. Na wołanie BW już nie mam sił.
- jeden slajd zabiera mi około 35 minut (skanowanie, obróbka, przygotowanie do netu)
- nieświadomie zahaczyłem już o następną dobę, bo skaner ląduje na półce o 01:00
- kolejny dzień wreszcie przeznaczony dla trixa... wołanie dzięki Paterson Orbital zajmuje "tylko" około 40 minut, negatywy wiszą głowami w dół na karniszu do następnego dnia
- znowu zaczynam po 21:00 "swój czas" i skanuje negatywy... obróbka czeka...
A co byłoby gdybym robił 35mm i miał 36 klatek..?
Ech... analogowy czas wcale nie płynie szybciej od cyfrowego. Zegar w salonie (kiedyś to się nazywało duży pokój) ma wskazówki i wahadło i kurcze za nic na świecie nie chce chodzić inaczej niż ten chiński na wyświetlaczu w piekarniku.
A dziś śnieg... szlag to trafi... znowu stracę 2 godziny na dojazd... czyli wrócę dwie godziny później... czyli nie obrobię reszty negatywów... czyli...
Poniżej to, co się już doczekało swojej kolejki. Jak widzicie światło "złożyło swój podpis" na części fiszek. Nie będę odbierał mu prawa do tego, wszak to jego zasługa, że tam w ogóle coś widać. Ja tylko występuje w roli "łapacza fotonów".
*wizaż - jak zwykle wspaniała: Beata Fryz, nieoceniona asystentura mojego partnera (na razie tylko zawodowego): Darka. Pozował nam: Dawid.




Komentarze
I ta wysuszona skóra na opuszkach... "mniód" Panie..:):)
Podczas skanowanie kolejne klatki doginam krzywymi.
wychodzi mniej więcej tak:
http://www.przemekkonczak.com/rozne/agfa_apx.jpg
Czasem wybrane klatki pod powiększalnik, bo nie mam dobrej drukarki.
Nie wyobrażam sobie czasu potrzebnego na 4x5".
Ale wiem, że różnych ludzi różne rzeczy bawią. Ja lubię patrzyć na wynik i to mnie "rajcuje".
Innym sprawia przyjemność wąchanie chemii :):):):):)
U mnie dochodzi dodatkowo konieczność zeskanowania u dobrego skanerzysty... co daje dodatkowe 24-48h opóźnienia. A, że zwykle nie ma czasu aby do krk podjechać... czasem i środków, stąd kolekcja nieskanowanych diapozytywów rośnie... a nawet jak są zeskanowane, to jakoś tak leżą...
Ale z cyfrą nie jest lepiej - radość przynosi robienie zdjęć, obróbka, wołanie RAW-ów, przygotowanie do wystawienia mniej. I tak - w związku z tym, że to "szybko się robi" jest przenoszona na dzień następny. W którym akurat nie ma czasu...
Myślałem, że cyfra przyspieszy proces - myliłem się...
No to sobie pomarudziłem ;)
Ale w całym tym wyścigu z teorią względności i bezwzględnym dla nas wszystkich czasem, jest jedna iskierka nadziei...
Oto bowiem rozkosz jaką funduje mi fiszka 4x5 slajdu, oglądana na podświetlarce niewiele większej od niej jest CUDOWNA!
Wonna jak poranny chleb z piekarni na rogu i słodka niczym szmer wślizgującego się pod kołdrę czterolatka o 3 rano....:)
A tak powaznie, to powalajaca plastyka i przyjemne kolory. Jedynie ostatnie mogloby byc bardziej "kontrastowe". Ogolnie bardzo dobra robota.
Pozdrawiam.
Dłonie wyszły większe , bo perspektywa się załamała przy użyciu tego szkła (127mm)... za to jak zagrały :)
A co do tego czasu to coz. No pewnie ze go tracisz od cholery. Ale pomysl inaczej. Zamiast 6 szitek mialbys z cyfry zapewne 100 raw'ow. Ile zajeloby zrzucenie tego z kart, zjechanie tego na jpg, obrobka kolorow itd. A na koniec wez jeszcze nad tym siedz i wybierz z tej setki te kilka dobrych, wartych zachowania...
Jak nic zejdzie dluzej.
Nawet z obecnej chwili mam to potwierdzone doswiadczalnie :D 1 szitka + 1 klisza 120 kontra 100 rawow :D eh, nie wiem po co mi to na cyfrze bylo... ale znajac zycie klientka sie zachwyci wlasnie cyfra... eh x2
Zdjęcia jak zwykle piękne, choć nie konsekwentne z tym co pisujesz...
Pozdrawiam
Flowenol
pozdrawiam
j. wroński
PS bede tu zagladal, ciekawe rzeczy Wacpan pisze