Uczenie się czy zgapianie...?
Swego czasu szukałem szkoły, warsztatów fotograficznych, które by mi coś dały. Narzekałem wtedy, że w Polsce trudno o jakieś takie warsztaty dla bardziej zaawansowanych, które nie powielałby po prostu już organizowanych kursów i szkółek dwudniowych.
Parę dni temu znowu targnęła mną myśl szybka jak błyskawica, że powinienem się dokształcić. Zwłaszcza, ze miałem ambitny plan, aby samemu wiedzę swą komuś przekazać. I na razie zrezygnowałem, bo okazuje się, że moja wiedza jest stricte intuicyjna. Nie jest obudowana teorią zaczerpniętą ze studni jakiejś szkoły.
To, co Mój Partner W Interesach robi podparty wiedzą zebraną latami nauki od najlepszych profesorów fotograficznych, ja drogą dedukcji staram się wymyślać samemu latając jak kot z pęcherzem po studio z lampami tracąc masę czasu.
Ale uciekam od wątku, który chcę poruszyć...
Oto zacząłem (nie użyłem słowa mego ulubionego 'jąłem' - zauważcie!) zastanawiać się czy na etapie, na którym jestem obecnie w fotografii, na etapie dość chyba już daleko od zastanawiania się o co chodzi z tą przesłoną i czasem - czy w mojej sytuacji jakakolwiek szkoła cokolwiek mi da!?
I myślę nad tym w kontekście tego czy czasami dla zaawansowanych amatorów szkoła nie jest po prostu podglądaniem gotowych rozwiązań i zapianiem tego, co gdzieś podpatrzą?
Przykład.
Płacę 1500 USD i jadę na warsztaty z Mistrzem Gatunku (nieważne jakim). W kursie uczestniczy wiele osób z całego świata. Mistrz pokazuje slajdy, prezentuje kulisy powstania swoich największych prac i podaje gotowe rozwiązania dla poszczególnych "trików" użytych przy określonym typie zdjęć.
Wracam napełniony nadzieją, szczęśliwy nowymi znajomościami i... odtwarzam to, czego mnie "nauczono".
Robię takie same zdjęcia jak Mistrz. Tak samo oświetlone, tak samo obrobione.
Czy ja się czegoś nauczyłem?
Czy stałem się początkującym "odtwarzaczem fotograficznym"?
Na ile ktoś, kto ma swoje folio i pracuje wiele lat jako fotograf uczy się od kogoś, a na ile zgapia?
Komentarze
Czasem omawiali znane zdjęcia, ale raczej ogólnie, bez szczegółów.
Dobre warsztaty to moim zdaniem takie, gdzie pomagają Ci zrealizować Twoje pomysły, których sam nie umiesz zrealizować.
Paweł K
To tak jak nagonka i naganka... każdy myśliwy wie o co chodzi :)
Odkąd to się słówek czepiasz?:)
@Przemek - no, tak mi mówią różni ludzie, że warto. Chyba się szarpnę na collodion u Queen'a :)
Natomiast odnosnie caloksztaltu kursow, przekazywania wiedzy itd. Owszem nie ma sensu od nowa odkrywac ameryki - ale jesli juz ja odkryjesz, to jaka to przyjemnosc ;) I wtedy to jest Twoja ameryka, a nie cudza ;)
Ważny jest tutaj ten ETAP.
Ja nie jestem początkujący... ale za to często podpatruje. Tak, to chyba dobre słowo - podpatruje innych.
A od podpatrywania do kopiowania i naśladowania już tylko mały strumyk nas dzieli.
Łatwo skoczyć.
Tylko potem wrócić trudno... bo wpada się w rzekę kopiowania, naśladowania, zgapiania...
O to mi chodziło...
Nauka nauką, ale czy w wypadku zaawansowania nie wchodzimy w sferę: "A - zrobię tak jak on"
Zawsze mogę się usprawiedliwić jakoś jak ktoś zarzuci mi kopie...