Od lat męczy mnie coś. To coś, ukrywa się pod słowem: wykorzystywanie. A dokładniej - czy artysta ma prawo wykorzystywać innych ludzi i ich ułomności do osiągnięcia jakiegoś celu mniej lub bardziej artystycznego. By zaspokoić swoje ego!? Kurcze fundamentalne pytanie, które rodzi się za każdym razem gdy widzę banalny portrecik jakiegoś ćpuna pod dworcem lub pijaka lub słynne już zwycięskie zdjęcia narkomanki z WPP kilka lat temu. Tym razem poruszył mnie (negatywnie) materiał omawiany na SO autorstwa Oiko Petersena, pt.: "DOWNTOWN Collection ", w którym gość przebrał ludzi chorych na Zespół Downa w śmieszne stroje i ustawił ich w śmiesznych pozach. Jednocześnie czytając uzasadnienie autora krew mnie zalewa: "W obiegowej opinii zespół Downa kojarzy się z nieszczęściem i smutkiem, jednak w rzeczywistości może być całkiem inaczej. Jeżeli tylko nie będziemy patrzyli na osoby z zespołem Downa przez pryzmat naszej normalności szybko okaże się, że zespół Downa wcale nie musi być...
Komentarze
A gdyby było na 5D to by się nie podobało?
Jarku, chyba chodzi o to, że czasami trudno znaleźć fontannę do moczenia negatywu http://iczek.blogspot.com/2008/09/ratujcie-negatyw.html :-)
I co wtedy? :D
@Rudolf - też się nad tym zastanawiałem, ale muszę Ci powiedzieć, że "dusza" tego materiału jest ciężka do podrobienia. Jakoś tak miękkie jest to nad wyraz ..:)
Ale "nie take rzeczy z kolega robiliśmy" zapewne odpowiesz...:)
Chciałbym żeby tak cz-b filmy wychodziły..
Zupełnie inny proces musi zachodzić nie tylko na całym materiale w porównaniu do płukania w płynnym wywoływaczu, ale też miejscowo inaczej się to rozkłada...