Powrót do źródeł....!!??
Głowa mnie rozbolała i postanowiłem poczytać tak dawno zaniedbane newsy ze świata sprzętu fotograficznego cyfrowego.
Zatrzymałem się w swojej fascynacji cyfrą gdzieś na body Canona 5D. Potem już tylko wlatywały mi kolejne modele do ucha i wylatywał. Czym się różnią pojęcia nie mam, ale jedna zmienna pozostawała zawsze jakimś tam wyznacznikiem rozwoju i pozwalała mi zlokalizować siebie w tym wyścigu.
Ową zmienną jest i pewnie pozostanie wielkość matrycy. I oto czytam gdzieś, że najnowszy 5D będzie miał 24mln pikseli. Wertuje stare pliki i widzę, że najwyższy model stajni C ma "tylko" 21mln...!? O co więc biega...? Firma sama kopie doły pod sobą...?
Nic to brnę dalej i nagle czytam ze zdumieniem, że jakaś firma RED, której nie znałem do tej pory praktycznie wcale (a ponoć markowa w filmie) robi jakieś śmieszne "składaki" i szaleje z informacjami o matrycy 260mln pikseli.
A ja się pytam, jakie szkła obsłużą taką rozdzielczość!?
Z tego co wiem i czym kiedyś się interesowałem (śpiąc z katalogiem szkieł Nikona pod poduszką) od lat '80 nie zmienił się system wytwarzania soczewek do obiektywów i skład chemiczny mieszanek piasku jest dokładnie taki sam w ostatnich dwóch dekadach.
Czy nie brniemy w ten sposób do granic możliwości obiektywów szklanych...? Po co mi matryca, której zalet nie będzie w stanie przekazać żadne produkowane szkło....!? Czy ktoś o tym myśli?
W całym tym galimatiasie cyfryzacji i coraz większych matryc, jedno mnie cieszy. Uważam bowiem, że jeszcze długo żadna matryca nie przeskoczy efektów wizualnych jakie daje poczciwy Schneider-Kreuznach i diapozytyw 4x5 cala. Zwróćcie uwagę, że te dwa narzędzia są idealnie spasowane ze sobą (szklane soczewki i srebrowy materiał światłoczuły) i oba w 100% przenoszą swoje maksymalne możliwości...
Czy źle rozumuje?
Czy nie jest tak, że obiektywy "stoją" w miejscu, a nośnik szaleje...
A może trwają prace nad wymyśleniem innych urządzeń umożliwiających rzutowanie obrazu widzianych obiektów...?
Komentarze
Ale faktem jest ze w nieskończoność tej rozdzielczości zwiększać nie mogą bez jakiejś ewolucji (rewolucji?) w kwestii produkcji obiektywów.
rynek zamienił się w tor wyścigowy - lepsza matryca, to krótsza droga do portfela klienta i tyle. więcej mpix = lepsze zdjęcie, tak mówią.
A tonalność leży i kwiczy :(, mówią, że jak za mało masz rozpiętości, to kup program do HDR i będziesz szczęśliwy.
Większe pliki z aparatu to też potrzeba kupienia mocniejszego komputera (próbowałem RAW'a z D700 obrobić, dobrze że piwo miałem, to mi się nie nudziło). I rynek się kręci
więcej filozofii poproszę :)
http://www.zeiss.de/C12567A8003B58B9/Contents-Frame/8BAAC109CB80BDDFC12571E100393A1B
Zapewne można jeździć samochodem na napęd odrzutowy, ale ... gdzie!? :)
I dlatego gonimy własny ogon...
A jak go złapiemy, to wrócimy na łono... wiadomo czego :)
Robiac duze wydruki z puszki dajmy na to 6mpix - przy powiekszeniu powiedzmy do foramtu a1 juz ewidentnie wyjdzie nam pikseloza. To samo powiekszenie z kliszy maloobrazkowej tez nie wyjdzie idealnie, ale krawedzie pozostana lagodne. Przy 24mpix, zamiast np. 6 - owszem szklo moze i nie podola, dostaniemy obraz mydlany, ale przynajmniej nie zpikselowany ;) Zatem na wiekszym wydruku bedzie mydelko, ale na szczescie nie pikseloza. A to juz niby sukces.
Tylko pytanie zasadnicze brzmi, czy nie uzyskamy tego samego robiac blura na plikach z matrycy o mniejszej rozdzialce? Chyba nie do konca, wiec na razie ten ped ma jeszcze jakis glebiej ukryty sens.
A zupelnie inna sprawa jest taka, ze maly obrazek nie zostal stworzony do wielkich wydrukow :D