Deprecha...
Dużo ostatnio malkontentów się pojawiło wśród znajomych.
JEDEN narzeka, że weny nie ma, DRUGI zamyka bloga...
Wszyscy wiemy i nie muszę chyba tego podkreślać, że to klasyczny efekt jesiennej deprechy. Nie wiem czemu, na mnie takie klimaty nie działają. Jestem meteopatą z pewnością, ale jakoś bardziej fizycznie mnie to dopada. A Ci się wzięli i marudzą.
Żeby ich trochę dobić, a jednocześnie aby uczynić zadość moim fascynacjom w kierunku "kiślu" i minimalizmu, o których Rudolf też pisał proponuje Wam Josef'a Hoflehner'a.
Mniam...
PS
Acha - kolega z pracy zakupił wielki format :)
To się roznosi.... zaraza się poszerza :)
Komentarze
Pozdrawiam
pozdrawiam
genghiskhan:)