Bulimia fotograficzna...
Słuchajcie Kochani!
Ile jesteście w stanie wydać na fotografię? No tak w tysiącach na jeden aparat?
Macie jakaś granice, jakiś wewnętrzny hamulec...?
Tak się zastanawiam, bo z biegiem lat (z biegiem wypłat) zauważam u siebie coraz mniejszy próg kontrolny. Światełko zaczyna zapalać się coraz później, coraz to przekraczając kolejne, już nie tylko pierwsze cyfry, ale zera w końcowym rachunku.
Zaczynam sie obawiać, że jednak to wszystko jest już, nie tylko jakąś pasją, ale obłędem! Tysiące przestały mieć znaczenie, zaczynam wchodzić w sferę dziesiątek tysięcy. Ostatnio odbierając skany, zapłaciłem trzycyfrową kwotę i wcale nie zaczynała się od 1, 2 czy 3 :) I pomyślałem, że to chyba jednak choroba.
Taka fotograficzna bulimia. Tyle tylko, że waga u mnie z biegiem lat przybiera, a portfel chudnie. Byle mieć, nażreć się ilością, jakością, marką. Czasami aż się boje wejść na eBay, a nuż będzie w idealnym stanie Contax G2... a nuż Distagonik jakiś się pojawi.... uch. Alt + F4. I do kuchni. Gary szorować panie iczek....
Uwielbiam "niskobudżetowe sesje"... :)
fot.: from Paul Lamontagne Flickr account
Komentarze
Mój wewnętrzny hamulec, działa tylko do czasu... Przeliczam, zbieram, obliczam, deadline się zbliża... i hamulec przestaje działać. Czasem jest to kwestia dni, czasem tygodni; można powiedzieć inaczej - moją przywarą jest brak cierpliwości - zawsze kupię wcześniej niż planowałem.
Jakieś hobby trzeba mieć. A każde hobby kosztuje.
samek