Od lat męczy mnie coś. To coś, ukrywa się pod słowem: wykorzystywanie. A dokładniej - czy artysta ma prawo wykorzystywać innych ludzi i ich ułomności do osiągnięcia jakiegoś celu mniej lub bardziej artystycznego. By zaspokoić swoje ego!? Kurcze fundamentalne pytanie, które rodzi się za każdym razem gdy widzę banalny portrecik jakiegoś ćpuna pod dworcem lub pijaka lub słynne już zwycięskie zdjęcia narkomanki z WPP kilka lat temu. Tym razem poruszył mnie (negatywnie) materiał omawiany na SO autorstwa Oiko Petersena, pt.: "DOWNTOWN Collection ", w którym gość przebrał ludzi chorych na Zespół Downa w śmieszne stroje i ustawił ich w śmiesznych pozach. Jednocześnie czytając uzasadnienie autora krew mnie zalewa: "W obiegowej opinii zespół Downa kojarzy się z nieszczęściem i smutkiem, jednak w rzeczywistości może być całkiem inaczej. Jeżeli tylko nie będziemy patrzyli na osoby z zespołem Downa przez pryzmat naszej normalności szybko okaże się, że zespół Downa wcale nie musi być...
Komentarze
Ja wyrzucam ze swoich kolekcji takie zdjęcia, szkoda pamięci w kompie.
anonimowy - uwierz że niektóre zdjęcia doceniamy po latach. Nawet te nieudane. A często jest tak że wśród "nieudanych" znajdziemy perełki.
Tutaj przypomina mi się odwieczny, śmieszny i żenujący tekst w stosunku do krytyków udzielających sie na forum: "Pokaż mi swoje zdjęcia, to dopiero uznam Twoja krytykę"
Ja zawsze wówczas niezmiennie odpowiadam: "Czy trzeba być Michałem Aniołem lub Canaletto żeby oceniać ich malarstwo?"
No nie trzeba ! :)
Pozdrawiam
El
http://www.fotopolis.pl/index.php?n=6633