100mln, 200mln, 300mln...

Czy jest jakaś granica?
Czy uda się osiągnąć taki poziom, którego przekroczenie będzie już tylko zauważalne w zaciszu laboratorium, z wykorzystaniem jakiś magicznych urządzeń mierzących jakość obrazu z matrycy 300mln pikseli, dostępnej na rynku w formie aparatu za 1500usd z przesuwem filmu 30kl./s?
Jakoś tak drżę, jak widzę mojego syna, który mając niespełna 3,5 roku, klepie w laptopie ikonkę Firefoxa i następnie rozwija Zakładki szukając po lewej stronie ekranu żółtego trójkącika oznaczającego BBC for children. Potem spokojnie przechodzi kolejne etapy aby dostać się do ulubionego Boba Budowniczego i wygrać wyścig/sztafetę.
Ten pęd mnie onieśmiela. Tak w fotografii, jak i w życiu. A że nierozłączne to dla mnie sfery - więc staram się coraz bardziej zwalniać. Wymyślam rzeczy i celebruje sprawy, które jeszcze parę lat temu nie były dla mnie tak ważne.
Zdjęcia robię powoli. Smakuje te same miejsca po kilka razy w tygodniu. Kadruję tę samą ławkę z trzech, czterech pozycji i rozmawiam z synem odpowiadając na każde zadawane po sto razy pytanie. Z tą samą cierpliwością i z tym samym przekonaniem, że rozumie jak używam słów trudnych. Tak jak klisza zaświetlana po trzy razy nadal rejestruje nakładające się obrazy.
Jeśli wszyscy nie zwariujemy jeszcze od tych megapikseli i terabajtów danych na naszych dyskach, to może:
"... spotkamy się kiedyś u studni.
Wkoło będzie zielono
Nasze żony będą odświętne
Nawet wódkę wypić pozwolą..."
- Adam Ziemianin
Komentarze
Smakuj,
życie jest pyszne!